Kartki z podróży: Nałęczowska Kolej Dojazdowa
Teraz pora na niedawny symbol Polski powiatowej – Koleje Dojazdowe. Budowane na potęgę, zwłaszcza tam, gdzie 100 lat temu najtrudniej było o dobre i przejezdne drogi, czyli w zaborze rosyjskim.
Nasza Nałęczowska Kolej Dojazdowa, powstała na samym początku XX wieku. Miała służyć interesom miejscowego ziemiaństwa, ściślej zamożnej przed wiekiem rodziny Kleniewskich. Wożono wszystko to co ciężko było przewieźć słynnymi “polskimi drogami”: buraki cukrowe, materiały budowlane, węgiel, inwentarz i oczywiście ludzi.
Pierwotnie tory dochodziły prawie wszędzie, łączyły najbardziej odległe folwarki z cukrowniami, cegielniami, dworcami przeładunkowymi. Później przyszły przemiany, wojny i nacjonalizacja. Początkowo za PKP wszystko szło przyzwoicie mniej więcej do lat 80. Coraz lepsza stawała się sieć drogowa. Coraz gorzej prosperował przemysł. Znikały cukrownie, przetwórnie, mleczarnie i cegielnie. Okolice Opola stawały się coraz mniej dostrzegane i coraz bardziej senne. Rosło bezrobocie, ubywało ludzi, zwłaszcza młodych. Także na kolei liczba pracowników malała. W końcu przyszedł i kres ruchu pasażerskiego, a kilka lat później towarowego. Razem z powiatowym przemysłem umarł jego układ krwionośny.
Szybko jednak rozpoczęto próby uruchomienia na nowo kolei, tym razem w nowej roli, atrakcji turystycznej. Przez ostatnie kilkanaście lat różnie z tym bywało, choć teraz ostatecznie kolej znów jeździ i jak widać chętnych nie brakuje. Co więcej kolejka jest wciąż żywa w pamięci i świadomości mieszkańców okolic. Jeszcze nie było kogoś kto z nostalgią nie wspominałby pociągu do Poniatowej czy Opola lub dziadka maszynisty. Kto wie może jeszcze kiedyś kolejka wróci do codzienności? Teraz to sympatyczna i ciekawa atrakcja turystyczna, wciąż jedna niestety z nielicznych w okolicy Opola i Poniatowej, które są ciągle na uboczu. I dobra alternatywa na niedzielę od przeludnionego Kazimierza czy Nałęczowa.
tekst/fot. Jan Stanisław Szajowski